Zapraszamy do przeczytania przedświątecznej rozmowy z wójtem Gminy Biłgoraj, w której Wiesław Różyński opowiada między innymi o świątecznych zwyczajach w swojej rodzinie.
Przygotowania do świąt u wójta już trwają? Czy można je porównywać do tych z poprzednich lat? Są jakieś różnice? - Oczywiście. Nie chcemy zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. Różnic zbyt większych nie odczuwam. Chociaż wydaje mi się, że w okresie, kiedy byliśmy o co najmniej 20 lat młodsi, to mieliśmy więcej czasu w grudniowe wieczory dla najbliższych. Teraz popularnie nazywana "gorączka świąteczna" zaczyna się wcześniej. Jak sięgam pamięcią do lat szkolnych, to czuliśmy ją zdecydowanie szybciej. Mimo iż niekiedy pracowaliśmy w wigilię, to ten dzień był już czasem wyciszenia i oczekiwania. Chociaż na każdy etap życia trzeba inaczej spoglądać.
Młodzieńczy i dorosły? - Na swój sposób tak. Inaczej funkcjonuje się będąc młodym człowiekiem skupiającym uwagę na pomocy rodzicom, a inną specyfikę ma już bycie dorosłym, kiedy poza obowiązkami zawodowymi trzeba również zadbać o organizację. Niejednokrotnie bywało to trudne, ale i wiążą się z tym dla mnie ciekawe i miłe wspomnienia. Od razu nasuwa mi się na myśl rok 2001. Pracowałem wtedy w Domu Kombatanta i 12 dni po otwarciu placówki obchodziliśmy wigilię z pierwszymi mieszkańcami. Było to wyjątkowe przeżycie. Po kolacji przyjechałem do domu rodzinnego, a na koniec udałem się na wieczerzę do teściów. Ilość potraw, którą tamtego dnia spróbowałem, na pewno była rekordowa!
A jakie tradycje są przez Pana kultywowane? - W mojej rodzinie od kiedy pamiętam choinka ubierana była tuż przed samą wigilią. Nie zdarzało się, aby była w domu wcześniej. To też dodawało nam rodzinnej magii. Tuż przed pierwszą gwiazdką mój tata lub stryj przynosili do domu "króla", którego stawialiśmy w pokoju. Była to postać zrobiona ze słomy i czekała z nami do 6. stycznia. Od najmłodszych lat nie mogło zabraknąć takich elementów, jak sianko pod obrusem, czy wspólne śpiewanie kolęd. Jestem niezwykle dumny, że trwa to do dzisiaj.
Których pokarmów nie może zabraknąć na wigilijnym stole? - Na pewno kapusty i grochu pod różnymi postaciami. Ważnym elementem jest też ryba. Kiedyś częściej pojawiała się smażona, ale obecnie również nie brakuje pieczonej. Nie zabraknie także śledzi. Pojawią się także chołupcie. Moja mama przygotowywała świetne racuchy z jabłkami, a teściowie sprawili, że nie mogę wyobrazić sobie tego dnia bez barszczu z uszkami.
Jak obecnie wyglądają święta w rodzinie Różyńskich? - Od kilku lat spotykamy się w rodzinnym gronie u moich teściów już podczas wigilii. Myślę, że nie wyróżniamy się niczym od pozostałych staropolskich rodzin. Tradycyjnie dzielimy się opłatkiem. Nie brakuje też śpiewania kolęd oraz wspominania tych, których już niestety z nami nie ma. Odkąd pamiętam staramy się w komplecie wyruszyć na pasterkę. Niejednokrotnie bywaliśmy w Biłgoraju, Hedwiżynie, czy na Gromadzie. Samo Boże Narodzenie to wspólny obiad w luźniejszej atmosferze, by następnie poświęcić czas na rodzinne rozmowy. 26. grudnia to także dzień spędzony wśród najbliższych. Muszę powiedzieć, że nie było jeszcze roku, aby tego dnia nie odwiedzili nas kolędnicy. Zarówno bardzo młode osoby, które podtrzymują tradycję indywidualnie, jak i dużo większe - można rzec - zorganizowane grupy młodzieży. Zawsze miło jest ich gościć w naszych progach.
Mimo upływu lat wyjątkowy klimat nie gaśnie? - Absolutnie. Lubię z rodziną spędzać ten czas. Dzięki temu możemy w natłoku codziennych obowiązków w końcu zatrzymać się i poświęcić pełną uwagę dla tego co najważniejsze, dla najbliższych. Życzę wszystkim, aby nadchodzące Święta Bożego Narodzenia przebiegły w ciepłej, domowej atmosferze.